Benedykt XVI | Przemówienie do Kurii Rzymskiej [fragment]

Excita, Domine, potentiam tuam, et veni: w wielkich zgryzotach, jakie mieliśmy w tym roku, ta adwentowa modlitwa wciąż pojawiała się w moich myślach i na ustach. Z wielką radością rozpoczęliśmy Rok Kapłański i – dzięki Bogu – mogliśmy również zakończyć go z wielką wdzięcznością, choć jego przebieg był tak różny od naszych oczekiwań. W nas, kapłanach, oraz w świeckich, także właśnie wśród młodych, odnowiła się świadomość tego, jakim darem jest kapłaństwo w Kościele katolickim, które zostało nam powierzone przez Pana. Na nowo zdaliśmy sobie sprawę, jak piękne jest to, że ludzie są upoważnieni do wypowiadania w imię Boga i z pełną mocą słowa przebaczenia i tym samym mogą zmieniać świat i życie; jak piękne jest to, że ludzie są upoważnieni do wypowiadania słów konsekracji, dzięki czemu Pan pociąga do siebie kawałek świata i w pewnym miejscu przemienia go w swoją istotę; jak piękne jest to, że dzięki mocy Pana można być z ludźmi w ich radościach i cierpieniach, zarówno w ważnych, jak i w mrocznych momentach egzystencji; jak pięknym zadaniem życiowym jest nie to lub tamto, lecz po prostu byt człowieka — pomaganie w otwieraniu się na Boga i życiu w ścisłej więzi z Bogiem. Tym większy wstrząs przeżyliśmy, gdy właśnie w tym roku i w skali dla nas niewyobrażalnej dowiedzieliśmy się o nadużyciach popełnionych w stosunku do nieletnich przez kapłanów, którzy sprzeniewierzają się sakramentowi: pod osłoną sacrum ranią głęboko osobę ludzką w jej dzieciństwie i wyrządzają jej krzywdę na całe życie.

W związku z tym przyszła mi na myśl wizja św.Hildegardy z Bingen, która opisuje w sposób wstrząsający to, co przeżyliśmy w tym roku. «W r.1170 po narodzeniu Chrystusa przez dłuższy czas leżałam chora w łóżku. Wtedy to, przytomna fizycznie i umysłowo, zobaczyłam kobietę tak wielkiej piękności, że umysł ludzki nie jest zdolny tego pojąć. Jej postać sięgała z ziemi aż do nieba. Jej twarz jaśniała subtelnym blaskiem. Jej oko zwrócone było do nieba. Odziana była w świetlistą i lśniącą szatę z białego jedwabiu i w płaszcz ozdobiony drogimi kamieniami. Na stopach miała trzewiki z onyksu. Ale jej twarz była pokryta kurzem, a szaty podarte na prawym boku. Również płaszcz stracił swoje szczególne piękno, a jej obuwie z wierzchu było brudne. Kobieta wołała do nieba wysokim i płaczliwym głosem: ‘Słuchajcie niebiosa: moje oblicze jest zbrukane! Zasmuć się ziemio: moja szata jest podarta! Zadrżyj, otchłani: moje trzewiki są brudne!’

I ciągnęła dalej: ‘Byłam ukryta w sercu Ojca, aż Syn Człowieczy, poczęty i zrodzony w dziewictwie, przelał swoją krew. Z tą krwią, jako swoim wianem, wziął mnie za swoją oblubienicę.

Stygmaty mojego oblubieńca pozostają świeże i otwarte, dopóki są otwarte rany zadane przez grzechy ludzi. Te właśnie rany Chrystusa są wciąż otwarte z winy kapłanów. Rozrywają oni moją szatę, ponieważ depczą Prawo, Ewangelię i swoje obowiązki kapłańskie. Zaćmiewają blask mojego płaszcza, ponieważ całkowicie zaniedbują nakazane im przykazania. Brudzą moje trzewiki, bo nie chodzą drogami prawymi, twardymi i surowymi drogami sprawiedliwości, a także nie dają dobrego przykładu podopiecznym. Jednakże u niektórych znajduję blask prawdy’.

I usłyszałam głos z nieba, który powiedział: ‘Ten obraz przedstawia Kościół. Dlatego, o ludzka istoto, która widzisz to wszystko i słyszysz narzekanie, głoś to kapłanom, bo mają oni przewodzić ludowi Bożemu i go nauczać, i podobnie jak apostołom, zostało im powiedziane: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”’ (Mk 16, 15)» (List do Wernera von Kirchheima i jego wspólnoty kapłańskiej: PL 197, 269 nn.).

W wizji św. Hildegardy oblicze Kościoła pokrywa kurz, i to właśnie widzieliśmy. Jego szata jest rozdarta — z winy kapłanów. Obraz podobny do tego, który ona widziała i wyraziła, mieliśmy przed sobą w tym roku. Powinniśmy potraktować to upokorzenie jako wezwanie do prawdy i zachętę do odnowy. Tylko prawda zbawia. Możemy zastanowić się nad tym, co możemy zrobić, by możliwie jak najbardziej naprawić wyrządzoną niesprawiedliwość. Powinniśmy zapytać się, jaki błąd popełniliśmy w naszym przepowiadaniu, w całym naszym sposobie kształtowania życia chrześcijańskiego, że tego rodzaju rzecz mogła się zdarzyć. Musimy odnowić naszą determinację w wierze i w dobru. Musimy być zdolni do pokuty. Musimy starać się zrobić co możliwe na etapie przygotowania do kapłaństwa, by coś takiego nigdy się już nie powtórzyło. W tym miejscu chcę podziękować z całego serca wszystkim, którzy z zaangażowaniem pomagają ofiarom i starają się odbudować ich zaufanie do Kościoła, zdolność do wiary w jego przesłanie. Podczas moich spotkań z ofiarami tego grzechu widziałem zawsze również osoby, które z wielkim oddaniem są z tymi, którzy cierpią i doznali krzywdy. Jest to okazja, by podziękować również tak wielu dobrym kapłanom, którzy z pokorą i wiernością dają świadectwo dobroci Pana i — pośród zniszczeń — są świadkami, że piękno kapłaństwa nie zaginęło.

Jesteśmy świadomi szczególnej powagi tego grzechu, popełnionego przez kapłanów, i związanej z tym naszej odpowiedzialności. Ale nie możemy milczeć na temat kontekstu naszych czasów, w których przyszło nam patrzeć na te wydarzenia. Istnieje rynek pornografii z udziałem dzieci, który w pewien sposób społeczeństwo coraz bardziej zdaje się uważać za rzecz normalną. Spustoszenie psychologiczne, na jakie wystawiane są dzieci, w którym osoby ludzkie sprowadzone są do towaru na sprzedaż, jest przerażającym znakiem czasu. Od biskupów Trzeciego Świata wciąż na nowo słyszę, że turystyka seksualna zagraża całemu pokoleniu i niszczy jego wolność i ludzką godność. Apokalipsa św. Jana zalicza do wielkich grzechów Babilonii — symbolu wielkich bezreligijnych miast świata — uprawianie handlu ciałami i duszami i czynienia z nich towaru (por. Ap 18, 13). W tym kontekście jawi się również problem narkotyków, który jak ośmiornica z rosnącą siłą oplata swoimi mackami cały glob ziemski — jest to wymowny obraz dyktatury mamony deprawującej człowieka. Wszelka przyjemność staje się niewystarczająca, a przebranie miary w ułudzie euforii przeradza się w przemoc ogarniającą całe regiony, w imię groźnego w skutkach opacznego rozumienia wolności, w którym właśnie wolność człowieka jest zagrożona, a na koniec całkowicie unicestwiona.

Aby przeciwstawić się tym siłom, musimy przyjrzeć się ich fundamentom ideologicznym. W latach siedemdziesiątych pewne teorie traktowały pedofilię jako rzecz całkowicie odpowiednią dla człowieka, a także dla dziecka. Było to jednak zasadniczym wypaczeniem pojęcia ethosu. Utrzymywano — nawet w teologii katolickiej — że nie istnieje ani zło samo w sobie, ani dobro samo w sobie. Istnieć miało rzekomo tylko «lepsze od» i «gorsze od». Nic nie byłoby samo w sobie dobrem lub złem. Wszystko zależało od okoliczności i zakładanego celu. W zależności od celów i okoliczności wszystko mogło być dobrem lub także złem. Gdy moralność zostaje zastąpiona przez rachubę następstw, przestaje istnieć. Skutki, które tego rodzaju teorie pociągają za sobą, są dziś oczywiste. W walce z nimi papież Jan Paweł II w swojej encyklice Veritatis splendorz 1993 r. z prorocką mocą wskazał, że istotną i stałą podstawą działania moralnego jest wielka tradycja racjonalna ethosuchrześcijańskiego. Ten tekst dziś musi na nowo znaleźć się na głównym miejscu na drodze formacji sumienia. Na nas spoczywa odpowiedzialność za to, by ludzie na nowo usłyszeli i zrozumieli te kryteria jako drogi prawdziwego człowieczeństwa, jako wyraz troski o człowieka, w której jesteśmy pogrążeni.

Rzym, 20 grudnia 2010

całość przemówienia na opoka.org.pl