Homilia wygłoszona przez nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliore, 1 września 2015 r. w Warszawie-Falenicy, podczas Mszy świętej na rozpoczęcie szkolenia na temat pomocy duszpasterskiej dla ofiar wykorzystania seksualnego, zorganizowanego przez Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum.
Czytania: 1 Tes 5,1-6.9-11, Ps 27, Łk 4,31-37
Dziękuję Bogu, że kompetentne i niestrudzone działania koordynatorów Centrum Ochrony Dziecka, odpowiedź polskich biskupów oraz wasz wielkoduszny udział i uwaga poświęcona tematowi tego spotkania, pozwalają nam powtórzyć słowa św. Pawła z Listu do Tesaloniczan: „zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich, jak to zresztą czynicie”. Dziś, podobnie jak podczas poprzednich i późniejszych sesji organizowanych przez COD, realizuje się Pawłowe „jak to zresztą czynicie”. Za to dziękujemy Jezusowi i wszystkim osobom dobrej woli tu obecnym.
Św. Paweł dziś rano przekazuje nam także inne słowa: „nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi”. Te słowa wzywają do podjęcia odpowiedzialności w obliczu odrażających przestępstw, których dopuszcza się każdy, kto pozbawia czci dziecko czy młodą osobę.
Staje przed nami także pokusa, aby wołać jak opętany z dzisiejszej Ewangelii: „Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić?”. Mogłoby się bowiem komuś wydawać, że to mało roztropne, aby Kościół robił wszystko, co możliwe, by wyjść naprzeciw ofiarom wykorzystania seksualnego. Niektórzy mówią, że przysporzyłoby to jeszcze więcej rozgoryczenia i prowadziłoby do procesów; że to szukanie nowych problemów; że byłoby to naiwnością. Ale Jezus nam odpowiada: „Milcz i wyjdź z niego”; milcz i zrób, co trzeba zrobić.
Czy się to komuś podoba, czy nie, Jezus właśnie tego od nas oczekuje. Jezus uczy nas czegoś, czego nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć w naszych ludzkich kategoriach: darmowości i bezmiaru Bożej miłości. Ta miłość zawsze wzywa nas do wyjścia ponad to, co po ludzku uważane jest za rozsądne, stosowne czy wprost lepsze.
Musimy wychodzić także naprzeciw wszystkich innych osób, które zamieszane są w nadużycia. Wobec sprawców ponosimy odpowiedzialność za doprowadzenie ich do zrozumienia zła, które dokonali, oraz do prowadzenia innego życia. Jezus okazuje miłosierdzie, ale nie przebacza za małą cenę. Uważna kontrola i superwizja sprawców wykorzystywania seksualnego pomaga winnym prowadzić zdrowe życie, a także jest wkładem w tworzenie bezpiecznej przestrzeni dla dzieci w Kościele.
Czasami przypadki pedofilii pojawiają się u kapłanów, którzy wędrują od diecezji do diecezji, od jednego zgromadzenia zakonnego do drugiego. Ich przyjmowanie nie zawsze dokonuje się po pełnym rozeznaniu sytuacji, a oni sami często bardzo dbają o zachowanie swojej prywatności i unikają wszelkich braterskich więzów ze współbraćmi.
Potrzeba zatem większej czujności, a być może także większej surowości w stosunku do kapłanów, którzy mają trudności w kroczeniu swoją kapłańską czy zakonną drogą. A w szczególności – jak napisał papież Franciszek 2 lutego br. do przewodniczących Konferencji Biskupów – „nie ma absolutnie żadnego miejsca w posłudze duszpasterskiej dla tych, którzy wykorzystują małoletnich”.
Częściej jednak przypadki pedofilii ujawniane są u kapłanów, którzy wydają się prowadzić normalne życie, albo nawet są bardzo gorliwi duszpastersko. Tym niemniej doświadczenie podpowiada, że te problematyczne osoby zawsze dają jakiś sygnał. Trzeba go zauważyć. Waszym zadaniem jest pomagać biskupom w dostrzeganiu takich sygnałów i szybkiej ich ocenie.
Nadszedł moment, aby dyskutować o tej problematyce między wami, aby z większą odwagą i otwartością o niej rozmawiać z biskupami i wiernymi świeckimi, aby zaprzestać nazywania ułomnością tego, co jest patologią wymagającą leczenia.
Zacznijmy od seminariów! W formację przyszłych kapłanów diecezje muszą inwestować swoje najlepsze zasoby materialne i osobowe, aby można było dokonać jak najlepszego rozeznania. Trzeba zobaczyć, czy kandydat ma powołanie do czystości, czy rozumie potrzebę służenia Chrystusowi w ubogich i w Kościele, czy osiągnął należytą równowagę psychoafektywną. Trzeba starać się rozeznać, czy osoba wstępująca do seminarium robi to z powodu Bożego wezwania, które rozpala jej serce, czy też pragnie – choćby podświadomie – rozwiązać czy zakamuflować swoje osobiste problemy.
To wszystko nie jest ani oczywiste, ani łatwe. Dlatego formatorzy seminaryjni muszą współpracować z proboszczami, którzy znają kandydatów od młodych lat, znają ich rodziny i środowisko społeczne, z którego kandydaci pochodzą. Powinni pracować wspólnie z wykładowcami i psychologami, pod kierunkiem Ducha Świętego i biskupa. Muszą oceniać, kto może kontynuować drogę ku kapłaństwu, a kto nie. Nie można ukrywać przed seminarzystami, że stawiane przed nimi wymagania będą wysokie i że nikt już nie będzie skłonny wybaczać pewnych odrażających grzechów.
Ludzie powierzają kapłanom swoje serca. Tych ludzi mamy pielęgnować, chronić i kochać. Nigdy nie możemy ich źle traktować czy zdradzać. Lepiej zamykać parafie z braku księży, niż powierzać wiernych osobom problematycznym, które wyłudziły święcenia bądź ukryły niektóre mroczne zakamarki swojej osobowości.
Mówiłem tu przede wszystkim o niektórych elementach prewencji, bo wydaje mi się, że takie właśnie jest przesłanie dzisiejszego słowa Bożego. Przyjmijmy to wezwanie do czujności – nie po to, aby tworzyć klimat niepokoju, lecz abyśmy dojrzewali w miłosierdziu i sprawiedliwości.