Chcę dorzucić moje „trzy grosze” do aktualnych dyskusji po filmie braci Sekielskich, zwłaszcza do debaty, co należy teraz zrobić.
Mam wrażenie, że mamy osoby skrzywdzone pierwszej, drugiej i n-tej kategorii. Od dłuższego czasu dominuje przesłanie, że trzeba pomagać, chronić, domagać się sprawiedliwości dla tych, którzy zostali skrzywdzeni przez księdza. Inne osoby, skrzywdzone przez kogo innego i gdzieindziej niż w Kościele, prawie że nie istnieją, są jakby „gorsze”, a przynajmniej ich krzywda nie przyciąga uwagi. Tu, w komentarzu chodzi mi głównie o te osoby dorosłe, które zmagają się ze skutkami krzywdy sprzed lat. Nie bardzo mają gdzie się zwrócić, by otrzymać wsparcie, uzyskać finansowanie terapii, znaleźć poradę i poparcie dla szukania sprawiedliwości. Kto ich wesprze, gdy chcą o tym powiedzieć w swoim środowisku, w którym przecież zostali skrzywdzeni?
Oburzamy się, że ktoś stojący z boku wiedział i nie reagował. Tak, wielu z nas widzi i nie reaguje. Pytanie do nas wszystkich: DLACZEGO?
Odpowiedź nie jest prosta, bo zmowa milczenia wokół sprawców i ofiar w Kościele, nie jest praktykowana przez jakieś zupełnie inne środowisko społeczne niż to, w którym były krzywdzone i w którym żyją ofiary innych aniżeli kościelnych sprawców. Szeroko pojęte otoczenie społeczne osób skrzywdzonych przez kogokolwiek jest to samo i – jak pokazują statystyki – ma ono wiele do ukrycia. Do tego stopnia, że nawet zajęcie się środowiskiem kościelnym może być na rękę wielu ludziom a nawet wpływowym środowiskom, bo ich zwyczajnie chroni przed zainteresowaniem. Pisząc to, niczego nie relatywizuję ani nie próbuję wybielać lub chronić Kościoła, albo jego duchownych. W ostatnich dniach dużo na ten temat powiedziano, więc nie chcę się powtarzać. Po prostu odnoszę się przede wszystkim do mojego doświadczenia pracy na wielu polach: do terapii, uczestnictwa w postępowaniach karnych jako biegła, do pracy w COD oraz do mniej formalnych kontaktów z różnymi ludźmi. Stąd wiem, że poprzedni Rzecznik Praw Dziecka miał rację, gdy proponował rządowi przygotowanie narodowej strategii ochrony dzieci przed przemocą. Szkoda, że bezskutecznie.
Samo karanie sprawców, niezależnie od tego, kim są, to tylko jeden element działań zapobiegawczych. Bez poważnej oceny ryzyka recydywy, pracy resocjalizacyjnej tak w czasie pobytu w zakładzie karnym, jak i po odbyciu kary, napiętnowani i odrzucani sprawcy nie będą mieć ani motywacji, ani narzędzi, aby skutecznie unikać powrotu do czynów karalnych. Jest to tym ważniejsze, że zdecydowana większość sprawców to osoby psychoseksualnie niedojrzałe a nie osoby z zaburzeniami psychotycznymi lub seksualnymi.
Z całą pewnością trzeba koniecznie pomagać, jak tylko można osobom, które zostały skrzywdzone, ale bez poważnej pracy zapobiegawczej, prowadzonej w koncercie wszystkich sił społecznych na bazie wspólnie przyjętej strategii narodowej – będziemy musieli periodycznie bardzo dużym kosztem przepracowywać zaniedbania społeczne i instytucjonalne.
Dla tak zarysowanej pracy u podstaw trudno znaleźć zainteresowanie mediów, więc mało kto się nią interesuje. Także odpowiedzialni w Kościele.
Patrzmy, proszę, szerzej.
Ewa Kusz
Zezwala się na kopiowanie w całości z podaniem źródła – cod.ignatianum.edu.pl