Zarówno wewnątrz Kościoła, jak i w społeczeństwie, nie podjęliśmy odpowiedzialności za problem krzywdzenia dzieci – przez kogokolwiek – ani za krzywdy świeże, ani za te wyrządzone w przeszłości.
Rezygnacja z pełnionych urzędów przez cały episkopat Chile – ogłoszona trzy dni temu na zakończenie wizyty biskupów z tego kraju w Watykanie – to wydarzenie bez precedensu.
Wcześniej, w Niedzielę Miłosierdzia, papież Franciszek zaprosił chilijskich biskupów do Rzymu, aby wspólnie porozmawiać o wnioskach przedstawionych przez jego specjalnych wysłanników: abp. Charlesa Sciclunę i ks. Jordi Bertomeu Farnósa. Ich zadaniem było „pomóc znaleźć światło i właściwie uleczyć otwartą ranę – bolesną i głęboką – która od dłuższego już czasu nie przestaje krwawić w życiu tak wielu ludzi, to znaczy w życiu całego ludu Bożego”.
Z uwagą obserwowałam kolejne doniesienia związane z wizytą chilijskiego episkopatu: począwszy od rozważań, czy do Rzymu przyleci kard. Francisco Javier Errazuriz Ossa, emerytowany arcybiskup Santiago de Chile, aż po decyzję złożenia rezygnacji i „przeciek” tekstu, który na początku spotkania został wręczony biskupom jako impuls do medytacji i modlitwy, a upubliczniony został w Chile przez telewizję Tele 13. Ten tekst ma znaczenie podobne do listu Benedykta XVI do Kościoła w Irlandii i powinna go sobie wziąć do serca cała wspólnota Kościoła – pełny tekst listu można przeczytać tutaj.
Tekst przekazany przez papieża do refleksji i modlitwy biskupom chilijskim czytałam jako list skierowany również do Kościoła w Polsce
Jedną z pierwszych publicznych informacji o spotkaniu Franciszka z biskupami chilijskimi była wiadomość, że widział się z nimi po południu i wręczył im tekst do medytacji. Od tego momentu aż do następnego dnia mieli czas na modlitwę. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo pokazuje, że w zamyśle papieża spotkanie to powinno mieć charakter rozeznawania duchowego, a nie technicznej narady rozliczeniowej.
Już w liście zapraszającym biskupów chilijskich na spotkanie do Watykanu papież pisał, że potrzebne jest rozeznanie, co było przyczyną zła, które spowodowało cierpienie wielu osób. W tekście przeznaczonym do medytacji rozwija tę myśl i wyraża przekonanie, że rozwiązaniem dla problemów nurtujących wspólnotę Kościoła nie jest samo pociągnięcie do odpowiedzialności kilku osób, które dopuściły się rażących zaniedbań. Jego zdaniem trzeba zejść głębiej, do samego korzenia i zająć się tym wszystkim, co strukturalnie sprzyjało przestępstwu i jego trwaniu. Trzeba dogłębnie przeanalizować sposób bycia Kościołem i znaleźć środki zaradcze konieczne, aby te przestępstwa nie znajdowały w nim żadnych sprzyjających warunków. Tak ujęty problem dotyczy wszystkich pasterzy – nie tylko niektórych – i może być rozwiązany tylko w jedności.
Tekst przekazany przez papieża do refleksji i modlitwy biskupom chilijskim czytałam jako list skierowany również do Kościoła w Polsce. Także u nas bowiem – mimo obowiązywania wytycznych, przeprowadzenia szkoleń i podejmowania innych działań – mamy czasami do czynienia z rażącymi zaniedbaniami lub z lekceważeniem tematu przez przełożonych, kapłanów, osoby konsekrowane i świeckich. Dobrze pokazuje to np. reportaż Anny Goc „Abonent poza zasięgiem”, opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” nr 21/2018.
Nie prowadzi do żadnego dobrego rozwiązania problemu – częste w Polsce – myślenie, że odpowiedzialność w związku z przestępstwem spada wyłącznie sprawcę. Odpowiedzialność karna – owszem, tak. Istnieją jednak inne jeszcze kręgi odpowiedzialności, które wymagają poważnego namysłu i rozeznania. Już refleksja św. Jana Pawła II i Benedykta XVI nie pozostawia żadnej wątpliwości odnośnie do tego, że przestępstwa wykorzystywania seksualnego małoletnich popełnione przez niektórych duchownych są również skutkiem błędów Kościoła w dziedzinach tak istotnych, jak choćby formacja kapłańska, sprawowanie władzy w Kościele czy stawianie wyżej dobra instytucji nad dobro wiernych.
Co się z nami stało, że staliśmy się Kościołem skupionym na sobie, na obronie własnego obrazu, na korzystnym wizerunku?
Przestępstwa takie nie dzieją się w próżni społecznej i kulturowej, więc (przy zachowaniu wszystkich proporcji) Kościół musi być świadom czynników ryzyka, za które jest odpowiedzialny. Niestety wciąż jeszcze zdarzają się próby przerzucania odpowiedzialności na ofiary, tak jakby ujawnianie doznanej krzywdy było ich winą. Przy takim podejściu spokój sumienia związany z tym, że w „mojej” diecezji czy zakonie reagujemy poprawnie – jest złudzeniem. Również obwinianie jedynie Kościoła za „pedofilię” – lub odwrotnie: wskazywanie, że w innych środowiskach zawodowych jest gorzej – prowadzi donikąd.
Taka sytuacja świadczy o tym, że zarówno wewnątrz Kościoła, jak i w społeczeństwie nie podjęliśmy odpowiedzialności za problem krzywdzenia dzieci – przez kogokolwiek – ani za krzywdy świeże, ani za te wyrządzone w przeszłości. Dopóki to nie nastąpi, nikłe są szanse na zapewnienie dzieciom skutecznej ochrony. Nie będziemy jako Kościół wiarygodni ani dla siebie nawzajem, ani dla innych. Nie będziemy Kościołem profetycznym – o co apeluje papież do biskupów chilijskich – jeśli nie podejmiemy poważnej refleksji nad obecną sytuacją. Co się z nami stało, że staliśmy się Kościołem skupionym na sobie, na obronie własnego obrazu, na korzystnym wizerunku i dobrym PR; Kościołem, w którym trudno o miejsce dla grzeszników, dla słabych, przybyszów i poranionych przez krzywdy, w tym krzywdy wykorzystania seksualnego?
Również do siebie odnoszę wezwanie papieża, który mówi, że „odnowienie ducha profetycznego polega na ponownym skupieniu się na tym, co ważne. Polega na kontemplacji Tego, którego przebito, i usłyszeniu: «nie ma Go tu, zmartwychwstał» (Mt 28,6). Odnowa jest stworzeniem takich warunków eklezjalnych, aby każda osoba – niezależnie od sytuacji, w jakiej się znalazła – mogła usłyszeć, że On żyje i czeka na nas w Galilei”.
Ewa Kusz
źródło: wiez.com.pl