Z ojcem Adamem Żakiem SJ, koordynatorem ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski ROZMAWIA ŁUKASZ KAŹMIERCZAK
Czuję ogromny dyskomfort przed tą rozmową.
– Niestety, to bardzo bolesna tematyka…
Kapłani i nadużycia seksualne wobec dzieci? To nigdy nie przestanie szokować i boleć.
– Tak, ma pan rację, nigdy. Jest to źródłem bólu, jest to źródłem wstydu, jest to dla Kościoła źródłem uświadomienia sobie konieczności oczyszczenia. Jan Paweł II mówił, że tylko Kościół oczyszczony będzie mógł skutecznie pełnić swoją misję pośród świata. Bo tylko wtedy będzie w stanie pomóc także społeczeństwu rozpoznać i przezwyciężać kryzys, jaki jest w jego wnętrzu. To nie jest przerzucanie na świat problemów Kościoła, tylko uznanie, że jesteśmy w nim zanurzeni i nosimy na sobie ślady skutków jego kryzysów i zagubienia. Zjawisko wykorzystywania seksualnego osób małoletnich w Kościele – zwłaszcza jeśli poznaje się jego dynamikę i rozmaite czynniki ryzyka – pokazuje, że jest to również przejaw naszych trudności w radzeniu sobie z problemami, z jakimi konfrontują nas bardzo głębokie przemiany społeczne, kulturowe i obyczajowe. Leczenie, odnowa i zapobieganie polegają m.in. na oczyszczeniu, pojednaniu
i nieustającej pracy nad tym, aby formacja kapłańska była oparta na solidnej formacji ludzkiej.
To, o czym Ojciec mówi, staracie się realizować niemal od roku w krakowskim Centrum Ochrony Dziecka.
– Centrum powstało jako narzędzie do realizacji zadań związanych z prewencją, czyli stworzeniem solidnego systemu zapobiegania takim zjawiskom. Wraz z upływem czasu te zadania się jednak coraz bardziej poszerzały – pojawiają się konkretne ofiary wykorzystywania seksualnego, czasami są to ofiary czynów popełnionych w dość odległej przeszłości, i one wymagają pokierowania, skontaktowania z odpowiednimi instancjami i poinformowania o pomocy, jaką mogą otrzymać. Ponieważ jednak centrum jest ośrodkiem akademickim, zajmujemy się przede wszystkim przygotowywaniem programów szkoleniowych – w zakresie prewencji oraz innych elementów potrzebnych do tego, żeby odpowiedź Kościoła w Polsce na przypadki wykorzystywania seksualnego małoletnich wśród duchownych była odpowiedzią kompleksową, systemową, taką, która prowadzi również do wewnętrznego oczyszczenia Kościoła.
I tak powinniśmy rozumieć decyzję polskich biskupów o utworzeniu kolejnych centrów ochrony dziecka?
– Owszem, przy czym nie będą to osobne centra tylko punkty kontaktowe Centrum Ochrony Dziecka, adresowane do osób pokrzywdzonych, które doświadczyły wykorzystywania seksualnego przez duchownych. Punkty te mają pomagać ofiarom w zgłoszeniu sprawy do odpowiednich instancji kościelnych, przejściu przez procedury, uzyskaniu pomocy psychologicznej czy prawnej. Owe punkty kontaktowe będą pozostawać w ścisłym kontakcie z Centrum Ochrony Dziecka, które ma je nadzorować, przygotowywać i szkolić personel.
Ten personel to będą ludzie na pierwszej linii frontu…
– I dlatego wyselekcjonowanie właściwych osób i przekazanie im odpowiednich narzędzi i wiedzy to jest sprawa kluczowa. Punkty kontaktowe nie mają być czymś w rodzaju telefonu zaufania, tylko miejscami, gdzie poszkodowani będą mogli się umówić i spotkać konkretnie z osobą kontaktową, która przekaże niezbędne informacje, da odpowiednie wsparcie, wskaże drogę i w miarę możliwości będzie towarzyszyć im w trakcie dalszych procedur.
W tym gronie będą także osoby świeckie?
– Bezwzględnie tak. Punkty kontaktowe nie są pomyślane jako miejsca, w których osobami kontaktowymi będą duchowni. To muszą być osoby, które przy pierwszym spotkaniu nie wywołają w poszkodowanych odruchu obronnego i nieufności już na starcie. Taka jest zresztą praktyka w innych krajach. Tam często delegatami wyższych przełożonych czy biskupów diecezjalnych, zajmującymi się właśnie tego typu zgłoszeniami, są osoby świeckie, nierzadko kobiety.
Ile będzie takich punktów w Polsce?
– Cztery-pięć, dokładna liczba nie jest jeszcze ustalona. My nadal nie wiemy, jaka jest skala tego zjawiska wśród polskiego duchowieństwa. A Kościołowi naprawdę zależy na tym, aby je dokładnie rozpoznać i aby nic nie zostało zamiecione pod dywan. To jest warunek oczyszczenia, wyeliminowania zagrożenia na przyszłość i wyciągnięcia wniosków dla dobrej formacji kapłańskiej i dla selekcji kandydatów do seminarium. Musimy jednak przy tym pamiętać, że polska sytuacja jest o tyle różna od innych krajów, że stopień instytucjonalizacji problemu jest u nas jeszcze stosunkowo we wczesnej fazie. W związku z tym należy od czegoś zacząć, a w tej chwili sprawą podstawową jest kontakt z ofiarami i pomoc dla nich.
Warunek: one muszą na powrót zaufać.
– Benedykt XVI powiedział kiedyś, że ten kryzys można po równać do wybuchu wulkanu, który zaciemnia wszystko, rzuca cień na całe kapłaństwo i powoduje, że każdy ksiądz staje się automatycznie podejrzany. I to jest okropne – niezależnie od rzeczywistej skali tego zjawiska. Naszym celem pozostaje więc zdrowienie, pojednanie, oczyszczenie, ale przede wszystkim właśnie odbudowanie zaufania, czyli stworzenie środowisk bezpiecznych.
Skoro nikt nie zna skali tego zjawiska u nas, to jak wygląda ono w innych państwach?
– W wielu krajach rozpoczęły się już systematyczne badania naukowe na ten temat – przodują w tym Amerykanie, bo u nich ten kryzys był rozpoznany najwcześniej. Zlecili oni niezależnej instytucji kryminologicznej przebadanie okresu od 1950 do 2002 r., aby poznać dokładną skalę tego zjawiska. Te wyniki nie są oczywiście przekładalne w sposób automatyczny na nasz grunt, ale pozwalają na sformułowanie poważnych hipotez roboczych dla innych społeczeństw.
Na przykład jakich?
– Jedną z tak ich hipotez, mającą swoje uzasadnienie w Stanach Zjednoczonych, jest związek między wzrostem czynów pedofilskich a transformacją obyczajową i kulturową w społeczeństwie. I dlatego właśnie przywołałem na początku słowa Jana Pawła II, który mówił, że tylko Kościół oczyszczony będzie w stanie pomóc społeczeństwu w jego kryzysie, w rozpoznaniu, w leczeniu i w przeciwdziałaniu.
W amerykańskich badaniach padają także konkretne liczby.
– W ciągu owych 52 lat objętych badaniem, spośród około 110 tys. duchownych czynnych w tym okresie, stwierdzono 4392 sprawców, co stanowi blisko 4 proc. badanej grupy. Tego rodzaju przestępstwa ze swej istoty są jednak bardzo ukryte i zakamuflowane, w związku z czym prawdopodobnie nie są to wszystkie przypadki. Badania te potwierdzają także podział stosowany w praktyce diagnostycznej na tzw. sprawców preferencyjnych, czyli mających zaburzone preferencje seksualne, których jest w porównaniu do reszty sprawców stosunkowo – podkreślam stosunkowo – niewielu, bo około 22 proc. Natomiast blisko 78 proc. stanowią sprawcy niepreferencyjni, czyli tzw. sytuacyjni.
Jaki z tego wniosek?
– Obecny stan wiedzy wskazuje na to, że w przypadku sprawców sytuacyjnych – przy innej selekcji kandydatów, przy odpowiedniej formacji ludzkiej w seminarium, przy wsparciu rozwoju i dojrzewania psychoseksualnego oraz emocjonalnego kandydatów do kapłaństwa – takie przypadki można byłoby wyeliminować, a przynajmniej w sposób radykalny zmniejszyć. To pokazują także doświadczenia tych Kościołów, które wprowadziły bardzo konkretne i jasne procedury przyjmowania kandydatów do seminariów, jak również w towarzyszeniu im w trakcie formacji. A zatem najlepszą prewencją jest właśnie porządna formacja seminaryjna.
Czy Kościół w Polsce wyciągnął z tego odpowiednie wnioski?
– To się dokonuje już od dość dawna, powstają kolejne centra przygotowujące wykwalifikowanych formatorów do seminariów i do zakonnych domów formacyjnych. W samym Krakowie istnieją dwie takie szkoły formacyjne – w ośrodku duchowości salwatorianów i przy naszym jezuickim Ignatianum. To jest przede wszystkim praca nad świadomością odpowiedniej formacji ludzkiej. Chodzi o to, aby pomóc kandydatom zrozumieć rodzaj ich wewnętrznych konfliktów, tych wszystkich czynników, które hamują rozwój, hamują ludzkie i duchowe dojrzewanie, a także umożliwić stworzenie solidnego fundamentu dla wartości ewangelicznych, dla naśladowania Chrystusa. To wymaga fachowej pomocy, która oczywiście nie zastąpi ani duchowości, ani wiary, ani formacji teologicznej, ale będzie je integrowała.
Zmienia się także podejście do samych ofiar. To one mają być teraz na pierwszym miejscu.
– Tego wyraźnie wymaga Stolica Apostolska od wszystkich episkopatów. Chodzi o wyciągnięcie wniosków z błędów, jakie popełniono w przeszłości w różnych Kościołach lokalnych, gdzie osobę pokrzywdzoną traktowano po części tak, jakby ta była adwersarzem. Jeden z biskupów amerykańskich wyraził to kiedyś dobitnie, mówiąc, że zapomnieliśmy, iż osoby pokrzywdzone to są pokrzywdzeni wierni Kościoła. Na szczęście dzisiaj jest już oczywiste, że nie ma żadnego rozwiązania problemu bez ofiar czy też obok ofiar. Bez tego niemożliwe jest ani oczyszczenie, ani pojednanie, ani wejście na drogę zdrowienia.
Przewodnik Katolicki, nr 44,2 listopada 2014, s. 26-27